środa, 20 kwietnia 2011

Henning Mankell, Biała lwica


Przyszedł czas na mój pierwszy post z recenzją (a może lepiej jak na razie mówić o dłuższej opinii?). 
Biała lwica to druga, po Piątej kobiecie, przeczytana przeze mnie powieść Mankella. Ponownie zagłębiłam się w świat szwedzkiej policji i inspektora Kurta Wallandera. 
To, co urzekło mnie w pierwszej powieści, czyli połączenie wątku kryminalnego z problemami bezpieczeństwa we współczesnej Szwecji i próbach zorganizowania straży obywatelskiej, pojawiło się także teraz. Tym razem jednak problem społeczny nie dotyczy bezpośrednio Szwecji lecz Republiki Południowej Afryki. Mankell ukazuje kwestie segregacji rasowej związane z polityką Apartheidu w początkach lat 90_tych XX wieku (tj. u kresu tej polityki prowadzonej przez białych w RPA).
W klimat powieści wprowadza nas już Prolog. Jest rok 1918 i w Europie kończy się I wojna światowa. A w Afryce trójka młodych przyjaciół, Burów, zakłada organizację zwalczającą znienawidzonych Anglików oraz Murzynów. Mimo konspiracji, w ciągu kilkudziesięciu lat, rozwija się ona tak bardzo, że jej członkowie wpływają na najważniejsze decyzje życia politycznego w RPA. 
Wspólcześnie akcja rozpoczyna się od zaginięcia młodej kobiety, matki dwóch córek, członkini kościoła metodystów. Kiedy jej mąż zgłasza zaginięcie żony Wallander od samego początku przeczuwa,że kobieta prawdopodobnie nie żyje. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron śledzimy poczynania inspektora i jego współpracowników zmierzające do odszukania zaginionej kobiety, Laury Akerblom. W ich trakcie policjanci natrafiają na dziwne ślady, które na pierwszy rzut oka nie mogą mieć nic wspólnego z poszukiwaną. A jednak... Przez przypadek dochodzi do znalezienia zwłok. Teraz Wallanderowi pozostaje wytropienie mordercy. 
I tu Mankell opuszcza Szwecję, by czytelnicy mogli przenieść się do południowej Afryki, kilkanaście dni wcześniej niż opisywane już wydarzenia. Tu poznają kulisy planowanego zamachu na Nelsona Mandelę oraz ludzi, którzy mają się do niego przyczynić: Jana Kleyna, Victora Mabashę, Konowalenkę, a później Tanię i Władymira Rykoffa. 
Od tej pory akcja będzie przenosić się z Afryki do Szwecji i odwrotnie, a losy Wallandera i niektórych z wymienionych postaci będą się coraz mocniej ze sobą splatać.
Trochę nudnawa z początku akcja, spowalniana częstymi retrospekcjami, od połowy książki zaczyna nabierać tępa. I chociaż czytelnik, który choć trochę zna współczesną historię, wie, że zamach nie może dojść do skutku, to jednak z zapartym tchem może śledzić ten wyścig z czasem pomiędzy zamachowcami, a szwedzką i afrykańską (jeśli można użyć takiego określenia) policją.
A tytułowa biała lwica? Pojawia się w powieści raz, choć jej wspomnienie będzie towarzyszyć prokuratorowi Georgowi Scheepersowi aż do końca. Białą lwicę ujrzał po raz pierwszy podczas wycieczki do Parku Narodowego Krugera. Zwierzę wylegiwało się nad rzeką. Jak pisze Mankell  "w poświacie księżyca sprawiała wrażenie idealnie białej". Mimo tchnącego od niej spokoju, sprawiała wrażenie "nieobliczalnego drapieżnika" kierującego się instynktem, który w każdej chwili może wyrwać się  ze "stanu błogiego lenistwa" i zaatakować. Scheepersowi nasunęło się skojarzenie z sytuacją w jego kraju. Wśród ludzi w jego ojczyźnie też czaił się taki drapieżnik gotowy do skoku. Mógł się ukrywać wśród Murzynów, którzy niecierpliwili się powolnością zmian zachodzących w ich sytuacji w kraju. Ale także mógł skryć się wśród białych obawiających się utraty swych wpływów i przywilejów.
I to właśnie wspomnieniu białej lwicy zawdzięczał Scheepers świadomość kim tak naprawdę jest.
Podsumowując, nie żałuję czasu spędzonego nad lekturą.  Chętnie sięgnę po dalsze powieści Mankella.
Ocena: 4/6

3 komentarze:

  1. Z serii o Wallanderze czytałam tylko "Piątą kobietę" i na razie nie mam ochoty wracać do Mankella. Z tego co piszesz "Biała lwica" brzmi całkiem ciekawie, ale chyba jednak na razie spasuję. Mam na półce mnóstwo kryminałów, które mają szansę spodobać mi się bardziej niż Wallander. :)
    Ale i tak dzięki za opinię. :)
    Ys.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja Mankella czytałam tylko "Fałszywy trop" i mnie nie zainteresował, jakoś tak ciężko się czytało choć lubię tego typu książki. Nie mówię definitywnie "nie", bo zawsze staram się dać autorom co najmniej trzy szanse, ale jak na razie nieprędko do niego wrócę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam, ale może się poprawię jak znajdę gdzieś i będę mieć chwilę :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...