czwartek, 1 grudnia 2011

Pomnik psiej wierności

Niedawno przeczytałam książkę Doroty Sumińskiej Świat według psa, o czym pisałam tutaj. Przypomniałam sobie wtedy, że podczas jednego z pobytów w Krakowie widziałam pomnik psa. 
Pomnik stoi na bulwarach wiślanych niedaleko Wawelu. Przedstawia psa siedzącego wewnątrz rozłożonych ludzkich dłoni. Na pomniku znajduje się tablica z dwujęzycznym napisem (po polsku i po angielsku):



"Pies Dżok      Najwierniejszy z wiernych      Symbol psiej wierności
Przez rok (1990-1991) oczekiwał na Rondzie Grunwaldzkim na swego pana, który w tym miejscu zmarł."

Historię o psie Dżoku w Krakowie traktuje się już jak jedną z miejscowych legend. 
Jesienią 1990 roku do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami dotarła wiadomość o czarnym psie, który błąkał się w okolicach Ronda Grunwaldzkiego i nie pozwalał się złapać. Od okolicznych mieszkańców przedstawiciele Towarzystwa dowiedzieli się, że pies był świadkiem jak właśnie z tego ronda karetka zabrała jego pana. Pies czekał na swojego pana. Ten jednak nie wrócił, gdyż w drodze do szpitala zmarł na atak serca. Zwierzę nie traciło jednak nadziei. Przyjmował jedzenie, które donosili mu mu dobrzy ludzie, ale nie chciał z nikim pójść. Zbliżała się zima i trzeba było podjąć jakieś kroki. Część mieszkańców uważała, że psa należy złapać i oddać do schroniska, część zaś była zdania, że należy go pozostawić na miejscu. Problem rozwiązał się sam, gdy pies nie dał się złapać. Wtedy postawiono na rondzie budę, przyniesiono ciepłe koce, a mieszkający w okolicy ludzie donosili mu ciepłe jedzenie. Dżok zamieszkał więc na rondzie i nadal czekał na swego pana. Nie utrudniał ruchu, zwracał uwagę na samochody i tramwaje. 

Załamał się dopiero wiosną 1991 roku kiedy to po nocy pełnej huku petard (tradycyjne Wianki na Wiśle) pomaszerował za panią Marią Müller, która systematycznie dokarmiała go wcześniej. Pani Maria i jej mąż Władysław opiekowali się już innym przygarniętym psem Kajtkiem, teraz poświęcili czas także Dżokowi, który stał się najbardziej znanym psem w Polsce. Pani Maria udzielała wywiadów, chodziła z Dżokiem do studia telewizyjnego. O historii tego wiernego psa donosiły także media zagraniczne. Niestety w kwietniu 1998 roku pani Maria nagle zmarła (jej mąż zmarł wcześniej w 1992 roku). Dżok po raz drugi utracił bliską sobie osobę. Został zamknięty w schronisku dla zwierząt, z którego uciekł. Szukali go nie tylko pracownicy schroniska, ale także mieszkańcy Krakowa. W końcu znaleziono martwego psa na bardzo mało uczęszczanych torach kolejowych. Niektórzy twierdzili, że Dżok z premedytacją rzucił się pod pociąg - jego wierne psie serce nie wytrzymało drugiego pożegnania z opiekunem, którego pokochał.

Ta historia wstrząsnęła mieszkańcami Krakowa. Pojawiła się inicjatywa postawienia Dżokowi pomnika. Początkowo władze miasta były nieprzychylne temu projektowi. Wtedy do akcji poparcia budowy pomnika włączyły się ogólnopolskie media, Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami a także znane osoby m.in. Zbigniew Wodecki, Jerzy Połomski, Krzysztof Piasecki, Krzysztof Cugowski i przede wszystkim wielu mieszkańców Krakowa. 


Pomnik wykonał znany krakowski rzeźbiarz prof. Bronisław Chromy. Jego odsłonięcia dokonano wiosną 2001 roku dokładnie w 10-tą rocznicę opuszczenia przez Dżoka Ronda Grunwaldzkiego. Pomnik Dżoka odsłonił przedstawiciel psiej nacji - owczarek niemiecki o imieniu Kety. Był to trzeci pomnik psa na świecie. Dziś powstało ich już więcej, także w Polsce.
Psa Dżoka do dziś chętnie odwiedzają mieszkańcy Krakowa. Jak pisałam wcześniej, stał się on kolejną legendą miasta. 



Barbara Gawryluk napisała książkę o Dżoku -  Dżok. Legenda o psiej wierności  - którą w 2007 roku wydało łódzkie wydawnictwo Literatura. Sprawdzając jej dostępność znalazłam informację o kolejnym wydaniu tej książki w 2010 roku.


Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa Literatura. Pozostałe zdjęcia są mojego autorstwa.

wtorek, 29 listopada 2011

Ewa Nowak, Lawenda w chodakach

Lawenda w chodakach to już druga powieść Ewy Nowak, którą miałam okazję przeczytać. Postanowiłam zresztą bliżej zapoznać się z twórczością pani Ewy, z zawodu pedagoga-terapeuty. Porusza ona w swoich książkach problemy ważne dla współczesnej młodzieży pozwalając im w ten sposób unikać pułapek jakie stawia przed nimi życie. 
Ktoś mógłby zapytać dlaczego ja, osoba dojrzała (a tak przynajmniej wynika z metryki, której przecież nie da się oszukać) interesuję się tego typu literaturą. Może troszkę z racji zawodu, może dlatego, że mam dzieci, które niedługo zaczną stawać się nastolatkami, a może także z powodu sposobu podejścia autorki do tematu, jej swobodnego stylu pisania, umiejętności zaciekawienia czytelnika, tworzenia wspaniałych portretów psychologicznych swoich bohaterów co niewątpliwie związane jest z doświadczeniem  autorki i umiejętnością empatii.

Bohaterowie powieści Ewy Nowak to młodzi ludzie cieszący się życiem, pełni radości, wchodzący właśnie w świat ludzi dorosłych. Potrafią docenić piękno otaczającego świata, ale czasem natrafiają na trudności i problemy, z którymi nie zawsze potrafią sobie poradzić. Zazwyczaj udaje im się je pokonać, a dzięki temu zyskują doświadczenie życiowe, które ułatwi im zmierzenie się z kolejnymi problemami, których w naszym życiu nie brakuje. 
Można się zastanawiać czy szczęśliwe zakończenie powieści nie zniekształca rzeczywistości, bo przecież w życiu nie wszystko dobrze się kończy. Według mnie jednak w tym przypadku takie zakończenia są jak najbardziej wskazane. Powieści Ewy Nowak mają nie tylko bawić, ale i uczyć. Oczywiście nie spotkamy się tu z dydaktyzmem rodem z literatury oświeceniowej. Jednak poznając perypetie bohaterów młodzi czytelnicy powinni zastanowić się nad nimi, wyciągnąć wnioski, poznać możliwe zagrożenia, by umieć je kiedyś rozpoznać i starać się ich unikać lub z nimi walczyć. 

Wartka akcja, ciekawe a nieraz dowcipne dialogi, sympatyczni bohaterowie, którzy mimo swoich wad i małych przywar dają się lubić - to niewątpliwe atuty powieści pani Ewy, które czyta się szybko z wielkim zainteresowaniem i przyjemnością.

Lawenda w chodakach opowiada o czwórce przyjaciół, którzy postanowili spędzić wakacje podróżując wspólnie po Europie. Są to dwie pary. Magda i Kuba - oboje dwudziestoletni, studenci germanistyki, znają się od półtora roku i postanowili razem spędzić życie, są  zaręczeni. Damroka i Wiktor - ona osiemnastolatka, on rok starszy, niedawno się poznali i są na etapie tzw. "docierania się" czyli wzajemnego odkrywania swoich zalet i wad. 
Podróż jest okazją do sprawdzenia trwałości ich związków. Do odpowiedzi na pytanie o wzajemne zaufanie, o granice, których nie można przekroczyć by nie zranić drugiego człowieka, o to czego możemy wymagać od człowieka, którego darzymy uczuciem. Na te i inne pytania muszą odpowiedzieć sobie bohaterowie tej powieści, muszą zdać egzamin z życia. Czy im się uda? 
Zainteresowanych odsyłam do książki. Myślę, ze warto je poświęcić choć jeden czy dwa wieczory. Tym bardziej, ze zimowe wieczory są coraz dłuższe. 

Moja ocena: 5/6

poniedziałek, 28 listopada 2011

Izabela Sowa, Smak świeżych malin

Od kilku osób słyszałam pozytywne opinie o książkach pani Izabeli Sowy, kiedy więc zobaczyłam jej powieść na bibliotecznej półce doszłam do wniosku, że warto pożyczyć też jakąś lżejszą pozycję, przyjemną i łatwą w czytaniu.
I taką rzeczywiście okazała się książka Smak świeżych malin. Miłą, sympatyczną, dobrze napisaną powieścią, którą czyta się dla odprężenia w zimowe popołudnie i wieczór.

Bohaterką a jednocześnie narratorką powieści pani Izabeli jest młoda dziewczyna o wdzięcznym, aczkolwiek niespotykanym, imieniu Malina.  Książka napisana jest w formie pamiętnika, dziennika obejmującego rok z życia bohaterki. Malina to  dwudziestoparoletnia dziewczyna kończącą  studia. Rozstała się właśnie ze swoim narzeczonym, a ściślej to on ją porzucił sześć minut po północy 1 stycznia. 
Czytając książkę poznajemy losy Maliny i jej dwóch przyjaciółek: Ewy i Jolki. Śledzimy ich perypetie sercowe, problemy finansowe, ciągłe poszukiwania pracy i swego miejsca w życiu. W tle tych perypetii bohaterki pojawiają się członkowie jej rodziny: matka o dość histerycznym usposobieniu, ojciec, który zniknął z jej życia wiele lat temu, a teraz pojawił się by w nim znów trochę namieszać, młodszy brat Irek, ciepła i urocza babcia, której wróżby zawsze się sprawdzają (o czym mogą się przekonać nie tylko Malina i jej przyjaciółki, ale także jej profesor z uczelni).

Książkę czyta się szybko, gdyż zdecydowaną jej większość stanowią dialogi. Napisana jest językiem komunikatywnym, prostym, trafiającym do każdego odbiorcy. Jej plusem jest też humor widoczny w rozmowach bohaterek, a także w elementach satyrycznych  dotyczących naszej polskiej rzeczywistości (mania oglądania seriali-tasiemców, miałkość naszych reklam, czy perypetie związane z poszukiwaniem pracy).

Książka sympatyczna, dobra do poprawy humoru. Można ją przeczytać, ale dla mnie nie z gatunku MUST . 
Być może kiedyś sięgnę po inne powieści autorki.

Moja ocena: 4/5

sobota, 26 listopada 2011

Dorota Sumińska, Świat według psa. Opowieść jamnika Bolka.

Co prawda nie słuchałam ani nie oglądałam nigdy programów pani Doroty Sumińskiej emitowanych przez polskie radio i telewizję, ale o samej autorce słyszałam od dawna. Dlatego postanowiłam zapoznać się z niektórymi jej książkami. Mój wybór padła na dwie z nich: Autobiografię na czterech łapach oraz właśnie na Świat według psa. Po tę ostatnią sięgnęłam właśnie teraz dzięki stosikowemu losowaniu.

Muszę wyznać, że miałam pewne obawy kiedy rozpoczynałam lekturę opowieści jamnika Bolka. Ich przyczyną były dość zróżnicowane  recenzje tej książki. Teraz z całą świadomością mogę stwierdzić, że skłaniam się ku pozytywnym opiniom na jej temat.

Książka pani Doroty mnie oczarowała. Zarówno jej sposób pisania jak i sama postać narratora czyli przesympatycznego jamnika Bolka. Być może moja ocena nie jest do końca obiektywna, a raczej bliższa byłabym stwierdzenia, że w dużej mierze jest opinią subiektywną. A to za sprawą występujących tam zwierząt - nie potrafię chłodnym okiem spojrzeć na książki, w których bohaterami są zwierzęta i rzadko któraś z nich mi się nie podoba. Powiem nawet więcej - jeśli w jakieś innej powieści pojawi się, nawet gdzieś na dalszym planie, jakieś sympatyczne zwierzątko - nabieram do niej większej sympatii.

Świat według psa to powieść o zwierzętach, ale przede wszystkim o ludziach. uczynienie narratorem psa od razu sugeruje nam, że będziemy patrzeć na nasz świat właśnie z jego perspektywy. I tu pojawiają się wątpliwości - na ile to spojrzenie jest bliskie prawdy. Pani Dorota jest lekarzem weterynarii z wieloletnią praktyką, jest też autorką poradników o zwierzętach (m.in. Szczęśliwy pies, Szczęśliwy kot, Co warto wiedzieć o psie, Co warto wiedzieć o kocie) a także, jak wspomniałam na początku, autorką programów radiowych i telewizyjnych o zwierzętach. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że po tylu latach pracy ze zwierzętami zna je dobrze i rozumie ich zachowanie. Oczywiście musimy zdawać sobie sprawę, że to co pisze autorka jest jej spojrzeniem na świat zwierząt, ale spojrzeniem popartym wieloletnią praktyką. I jeszcze jedno - wyraźnie widoczna jest sympatia, a nawet powiedziałabym, że miłość, jaką pani Dorota darzy zwierzęta. Traktuje je podmiotowo, jako członków rodziny, a nie jak dodatek, który tak naprawdę wszystkim w domu przeszkadza. 
Mnie osobiście pani Dorota przekonała. W swoim życiu miałam już wiele psów i kotów (obecnie mamy w domu dwa psy i trzy koty). Zawsze traktowane były w naszym domu jak członkowie rodziny, domownicy o wielkim sercu. Przez tyle lat poznałam też ich zwyczaje i obyczaje. Wiem, że każdy z nich był swoistą indywidualnością. Nie ma takiego samego psa czy kota, jak praktycznie nie ma takiego samego człowieka. Każdy jest inny, niepowtarzalny. 

Tacy są właśnie bohaterowie powieści pani Sumińskiej i to zarówno ludzie jak i zwierzęta. 
Bolek to sympatyczny jamniczek, który w wyniku niekorzystnego dla siebie splotu okoliczności, został oddany do innego domu. I to co z początku wydawałoby się tragedią okazało się być dla niego lepszym rozwiązaniem. Spotkał bowiem panią, która jak nikt inny rozumiała zwierzęta darząc je wielką miłością. Irma traktowała bowiem swoje psy i koty jak członków swojej rodziny, rozumiała je jak nikt inny, potrafiła odgadnąć nie tylko, to co chciały, ale także i to co czuły. 
Bolek opowiada nie tylko o swoim życiu. Jego opowieść to także historie ludzi, z którymi się zetknął. Historie bardzo ciekawe, sięgające nawet czasów wojny. Poznajemy bowiem losy Irmy i jej męża Władka, Zosi i jej rodziny, Michała, a także Anuli i jej synka Maciusia. Są to historie piękne i smutne niekiedy. Mówiące o wielkiej miłości, przyjaźni poświeceniu, ale także o zdradzie, cierpieniu, bólu. 
Podobne opowieści snuje Bolek o przebywających w domu Irminy zwierzętach. Wiele z nich ukazuje ogromne cierpienie tych naszych braci mniejszych, cierpienie, którego przyczyną są przede wszystkim ludzie. I tak jak człowiek  potrafi często być przyczyną cierpienia drugiego człowieka, nawet tego, którego ponoć kocha, tak potrafi skrzywdzić zależne od niego całkowicie zwierzę. 
W powieści pani Doroty pojawiają się tacy ludzie, ale poczesne miejsce zajmują w niej ci, którzy potrafią kochać zarówno ludzi jak i zwierzęta. Emanująca z nich dobroć, miłość, empatia sprawiają, że bohaterowie, a także pewnie i my czytelnicy, odzyskujemy wiarę w ludzi, w ich dobre intencje. Choć w świecie przedstawionym przez autorkę jest miejsce na ból, cierpienie, utratę wiary w dobroć i miłość, jednak  nie jest to powieść pesymistyczna. Pani Sumińska pisze o negatywnych zachowaniach ludzi, bo taki jest nasz świat, często okrutny zarówno dla ludzi jak i dla zwierząt. Ale ważniejsze są dla niej te pozytywne postawy. Widać wyraźną zbieżność w zachowaniach ludzkich - ci, którzy potrafią być dobrzy dla zwierząt, są także wyrozumiali, czuli i kochający wobec swoich bliskich. W powieści pani Doroty sprawdza się powiedzenie, że dobroć człowieka spostrzega się w jego relacjach do dzieci i do zwierząt. Dlaczego? Bo zarówno dzieci i zwierzęta są słabsze i zależne od dorosłego.

Pani Dorota pisze prosto i przystępnie. Nie wpływa to jednak niekorzystnie na język powieści, który świadczy o erudycji i wyczucie autorki. Jest to także język bardzo emocjonalny, ale taki jest też stosunek pani Doroty do opisywanych wydarzeń. 

Gdybyśmy na świat patrzyli oczami psa nasze życie być może byłoby prostsze, nie marnowalibyśmy czasu i energii na to co zbyteczne i niepotrzebne, a więcej czasu poświęcilibyśmy na budowanie pozytywnych więzi pomiędzy najbliższymi. Myślę, że czasem człowiek powinien uczyć się od zwierząt i prostej matematyki uczuć - jeśli kogoś kocham, to kocham go bezgranicznie. Pies potrafi lizać rękę, która go bije i odpycha. Niektórzy nazywają to głupotą. Są też tacy, którzy mówią o bezgranicznej miłości i wierności. Każdy ma prawo do własnego zdania.

Moja ocena: 5+/6

piątek, 11 listopada 2011

Maria Nurowska, Miłośnica

Długo nie pisałam i nawet nie zaglądałam na inne blogi. Zmusiły mnie do tego zupełnie niezależne ode mnie okoliczności. Chciałabym przeprosić wszystkich, których w tym czasie nie odwiedzałam. Postaram się to nadrobić w przyszłym tygodniu - niestety ten weekend będę miała jeszcze zajęty.

Mało miałam też czasu na czytanie. Ale dzięki Włóczykijce udało mi się zapoznać z książką Marii Nurowskiej Miłośnica.
Dawno temu miałam okazję przeczytać chyba dwie pierwsze części cyklu Panny i wdowy i muszę przyznać, że wtedy nie zrobiły one na mnie większego wrażenia.
Zupełnie inaczej jest z Miłośnicą. Jest to jedna z powieści biograficznych napisanych przez panią Nurowską. Poświęcona jest bardzo ciekawej, intrygującej i nietuzinkowej postaci - Krystynie Skarbek.
Krystyna Skarbek miała bardzo szczęśliwe dzieciństwo. Wychowywała się w Trzepnicy, majątku położonym niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego. Bardzo kochała swojego ojca hrabiego Jerzego Skarbka dzieląc z nim jego pasje i zamiłowania szczególnie do koni i do Trzepnicy. Mniejszą rolę w jej życiu, zwłaszcza w okresie dzieciństwa i wczesnej młodości,  odegrała matka Stefania Goldfeder wywodząca się z bogatej rodziny żydowskich bankierów. Dopiero po śmierci ojca i opuszczeniu majątku, co było ogromnie traumatycznym przeżyciem dla młodej Krystyny, ich wzajemne relacje znacznie się poprawiły. 


Krystyna dwukrotnie była mężatką chociaż żadnego ze swoich mężów nie darzyła prawdziwym uczuciem. Pierwszym jej mężem był przemysłowiec Karol Gettlich, drugim podróżnik, pisarz i dyplomata Jerzy Giżycki. 
To właśnie z nim przebywała na placówce w Abisynii, kiedy doszła ich wiadomość o wybuchu II wojny światowej.
Małżonkowie wyjechali do Francji, gdzie ich drogi zupełnie się rozeszły (formalnie jednak rozwiedli się dopiero tuż po zakończeniu wojny). 

Krystyna wyjechała do Anglii. Tam zgłosiła się do służby w agencji brytyjskiego wywiadu SOE (Kierownictwo Operacji Specjalnych  - zajmowało się organizowaniem dywersji i wspomaganiem ruchu oporu na okupowanych przez Niemców terenach). W Budapeszcie, dokąd została wysłana z pierwszą swoją misją, spotkała Andrzeja Kowerskiego, z którym połączyło ją wielkie uczucie. I choć ich związek był bardzo burzliwy uczucie to przetrwało aż do śmierci Krystyny w czerwcu 1952 roku (a można pokusić się o twierdzenie, że przetrwało jej śmierć o czym świadczy fakt, że wolą Kowerskiego było, aby po jego śmierci pochowano go w grobie Krystyny na cmentarzu St. Mary's w Kensal Green w Londynie).

Miłośnica nie jest typową powieścią biograficzną. Nurowska zastosowała tu bardzo ciekawy sposób prowadzenia narracji. Uczyniła swoją bohaterką i jednocześnie narratorką postać całkowicie fikcyjną, młodą dziennikarkę Ewę. Straciwszy pracę w trudnych latach stanu wojennego w Polsce Ewa dostaje propozycję zebrania materiałów o agentce brytyjskiego wywiadu, Polce Krystynie Skarbek znanej także jako Christine Granville. Kiedy jej zleceniodawca rezygnuje z usług Ewy dziennikarka nie zaprzestaje poszukiwań. Zafascynowana postacią Krystyny stara się zebrać o niej jak najwięcej informacji docierając do ludzi, którzy ją znali, kochali i szanowali. 
Poszukiwania prowadzone przez Ewę, wycinki z polskich i angielskich czasopism, fragmenty dziennika Krystyny (z którym związana jest pewna ciekawostka) przeplatają się z opowieścią o życiu - bohaterskich wyczynach i miłosnych przygodach pięknej Krystyny.

W powieści Marii Nurowskiej zafascynowała mnie przede wszystkim postać Krystyny Skarbek. Gdzieś, kiedyś, "obiło mi się o uszy" jej nazwisko. Ale to tylko tyle. Teraz okazało się, że była to nieprzeciętna osoba. Niesamowicie odważna można nawet powiedzieć, że aż do przesady. Wydawało się, że nigdy nie czuła strachu. Dlatego też w trudnych sytuacjach nie traciła zimnej krwi i dzięki temu potrafiła wyjść cało z z najgorszych opresji, ratując przy tym także swoich towarzyszy. Podejmowała się często spektakularnych, brawurowych akcji. Wielu ludzi zawdzięcza jej życie. Jednocześnie potrafiła być niesamowicie skromną osobą, traktującą swoje wyczyny jak coś całkiem naturalnego. 

Krystyna była piękną kobietą, choć jej urok nie wynikał wyłącznie z jej zewnętrznego wyglądu, ale także z zachowania, ze specyficznego sposobu traktowania mężczyzn. Mężczyźni, którzy ją znali podkreślali, ze pomimo tego, iż nie przywiązywała większej wagi do stroju i nie malowała się, była bardzo kobieca, emanowała wprost kobiecością. Szybko się "zakochiwała" i równie szybko traciła zainteresowanie dla swego kochanka. Prawdziwe, głębokie uczucie łączyło ją prawdopodobnie tylko z Andrzejem Kowerskim . Można pokusić się o twierdzenie, że był on miłością jej życia. Co nie zmieniało faktu, że ciągle zdradzała go z innymi mężczyznami. 
Wydaje się, że takie podejście do miłości powinno być, i zapewne jest, skazą charakteru bohaterki powieści Nurowskiej. A jednak postać Krystyny nie przestaje fascynować. I co najważniejsze ci zdradzani, oszukiwani i porzucani mężczyźni także byli do końca zafascynowani jej osobą, a niektórzy nadal ją kochali. Jeden z nich nazwał ją Miłośnicą - kobietą kochającą życie we wszystkich jego przejawach. 

Gorąco polecam książkę Marii Nurowskiej. Niech nadal krąży wśród blogowiczów w ramach akcji Włóczykijka i niech nadal postać Krystyny fascynuje kolejnych czytelników. Naprawdę warto poznać bliżej tę nietuzinkową osobę. 

Moja ocena: 6/6


Zdjęcia:

1. Krystyna Skarbek jeszcze jako panna (zdjęcie pochodzi ze strony Histmag)

2. Krystyna i Andrzej Kowerski na Bliskim Wschodzie (zdjęcie ze strony dziennika polskiego w Kanadzie)




poniedziałek, 31 października 2011

Guillaume Musso, Będziesz tam?

Podczas moich częstych wizyt w księgarniach nieraz wprost rzucały mi się w oczy pyszniące się na półkach powieści zupełnie nieznanego mi młodego francuskiego pisarza Guillaume Musso. Intrygowały mnie te książki i nęciły. Dlatego natknąwszy się w bibliotece na jedną z nich nie namyślając się długo zabrałam ją do domu. 

Rozpoczynając czytanie tej powieści właściwie nie wiedziałam czego oczekiwać. Muszę wyznać, że książka ta pochłonęła mnie całkowicie. Przeczytałam ją w dwa wieczory, choć ostatnio z powodu braku czasu (a właściwie z powodu dzielenia go pomiędzy różnorodne zajęcia oprócz czytania) czytam znacznie wolniej. 

Bohaterem powieści Będziesz tam? jest sześćdziesięcioletni chirurg-pediatra Elliott Cooper. Pewnego dnia będąc na misji Czerwonego Krzyża w Kambodży Operuje chłopca z tzw. zajęczą wargą. Opiekun dziecka zadaje mu dziwne pytanie: "Gdybyś mógł spełnić jedno pragnienie, które byś wybrał?"* Zdziwiony Elliott odpowiada właściwie bez zastanowienia: "Chciałbym zobaczyć pewną kobietę".** Z pozoru życzenie nie wydaje się zbyt skomplikowane gdyby nie jeden mały szczegół - ta kobieta nie żyje już od trzydziestu lat. 
Stary Khmer poszperał wśród umieszczonych na półce talizmanów i wręczył lekarzowi fiolkę z dziesięcioma pastylkami. 

Tak rozpoczyna się niezwykła podróż Elliotta.  Dzięki pastylce Elliott może udać się w podróż w czasie, może przenieść się trzydzieści lat wcześniej, kiedy wszystko jeszcze wydawało się proste, kiedy miał u swojego boku kobietę, którą kochał. Spotyka w tej podróży samego siebie, tylko trzydzieści lat młodszego, swoją ukochaną Ilenę, najlepszego przyjaciela Matta i wiernego labradora Znajdka. 

Nie chcę zdradzać więcej szczegółów fabuły, bo być może jest ktoś, kto jeszcze nie czytał tej powieści, a będzie chciał to uczynić. 
Wszystko w tej książce wydaje się realne i nierealne zarazem. Jeśli miałabym określić w jakiś sposób gatunek powieści, którą jest Będziesz tam? powiedziałabym, że jest to połączenie powieści obyczajowej z fantasy. 
Ale ta mieszanka nie jest mieszanką wybuchową. Niesie raczej pewien rodzaj zadumy i zamyślenie. A co ja zmieniłabym w swoim życiu gdyby pojawiła się taka możliwość? Czy w ogóle można bezkarnie ingerować w przeszłość? Czy zmiana jednego elementu nie pociągnie za sobą nieprzewidzianych konsekwencji?
Przed takim dylematem stanie bohater powieści Musso. Będzie musiał podejmować trudne decyzje, które zaważą nie tylko na jego życiu, ale także na życiu bliskich mu osób. 

Powieść Musso wzrusza, zaciekawia, zaskakuje. Autor nie prowadzi bowiem czytelnika utartymi ścieżkami. Nie wszystkie decyzje bohaterów wydają nam się oczywiste, nie wszystkie mogą budzić naszą aprobatę. Jednego tylko nie można zarzucić książce - nudy. Trudno jest się oderwać od powieści, bo kiedy wydaje się, że wiemy co dalej nastąpi autor zaskakuje nas swoimi rozwiązaniami. Jednym  minimalnie się zawiodłam, a mianowicie zakończeniem. Wydało mi się ono trochę przesłodzone. Co prawda uwielbiam szczęśliwe zakończenia, ale w tym wypadku coś mi troszeczkę zgrzytało. 

Nie jest to jednak zbyt wielka wada i w ostatecznej mojej ocenie powieść Musso wypada korzystnie. Podoba mi się jego styl pisania, prowadzenia narracji, kreowania bohaterów. Nie otrzymujemy tu głębokiej analizy psychologicznej postaci, ale nie jest to przecież powieść psychologiczna. To piękna i wzruszająca historia o miłości, przyjaźni, poświeceniu. To książka, z którą w zimowe wieczory możemy usiąść przy kominku, owinąć nogi ciepłym pledem (w innej wersji - cieplutkim futerkiem naszego psiego bądź kociego pupila) i z kubkiem parującej kawy bądź herbatki z sokiem malinowym zagłębić się w przyjemnej lekturze.

Moja ocena:5/6

*,** Guillaume Musso, Będziesz tam? s. 11

sobota, 29 października 2011

Zapomniane pół roku

Tyle mam ostatnio różnych zajęć, że przegapiłam pół roku mojego blogowania. Właśnie 18 października mój Zakątek wyobraźni ukończył 6 miesięcy. Nie wierzyłam, że wytrwam. Często obserwuję u siebie tzw. słomiany zapał.Bałam się, że także dopadnie mnie i w moim blogowaniu. Okazało się jednak, że jak na razie trwam. I to w dużej mierze dzięki Wam. Nie spodziewałam się, że ktoś będzie tu zaglądał i czytał moje wpisy. Okazało się, że jednak są tacy odważni. Dziękuję Wam wszystkim za odwiedziny, za komentarze. Niektórzy z Was stali się mi bardzo bliscy, choć znamy się tylko w wirtualnym  świecie. Ale mamy takie same upodobania, podobne gusta, zainteresowania. To nas łączy. 

Rozpoczynając blogowanie nie uświadamiałam sobie, ze działa ono jak narkotyk. Człowiek się nie obejrzy, a już się uzależni. Czasem, kiedy nie mam czasu choć na chwilę usiąść do komputera, by odwiedzić Wasze blogi, odczuwam pewien niedosyt i czegoś mi brak. A ostatnio czasu nie przybywa - wręcz odwrotnie. 
Narzuciłam sobie wiele zadań do wykonania i muszę lawirować, aby znaleźć czas  i na nie i na blogowanie. 

Przyszedł też czas, by wspomnieć o jeszcze jednym ważnym wydarzeniu - mój Zakątek wyobraźni ma młodszego braciszka. Ponieważ mam wiele zainteresowań (nie tylko książki i czytanie) chciałabym i im poświęcić choć trochę miejsca. Uznałam jednak, że Zakątek powstał jako typowy blog o książkach i moich pasjach czytelniczych. Dlatego postanowiłam utworzyć drugi blog. Co mi w duszy gra..... już sama jego nazwa sugeruje, że nie ma on ściśle określonego profilu. Piszę w nim o tym wszystkim, co w danym momencie mnie zajmuje - o muzyce, podróżach, moim hobby. 

Wszystkich, którzy chcieliby dowiedzieć się co mi jeszcze w duszy gra oprócz czytania zapraszam na mój drugi blog.

Nie pisałam o nim wcześniej - chciałam najpierw pozostawić w nim trochę wpisów. A mimo to zawitały już do mnie trzy moje ulubione bloggerki: Sara-Maria, Guciamal i Monika. Dziękuję Wam za to - dzięki Wam młodszy braciszek Zakątka już żyje swoim własnym życiem.

Czas kończyć, bo późna pora. 
Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim za to, że jesteście ze mną. Dziękuję Guciamal, Książkowcu, Saro-Mario, Anetko, Kasandro, Bibliofilko, Moniko, Dusiu, Marudo, Lilybeth, Scathach i ............... wszystkim pozostałym.

Ps. Zapraszam na spóźniony urodzinowy torcik.  (źródło Internet)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...