Już od dłuższego czasu spotykałam się na półkach księgarskich z powieściami nieznanej mi zupełnie autorki Jodi Picoult. Ponieważ zawsze było ich kilka zaintrygowało mnie to. Pomyślałam, że pewnie jest to popularna autorka, a ja nic o niej nie wiem. I kiedy w bibliotece zobaczyłam jej nazwisko na grzbiecie książki od razu zabrałam ją do domu, nawet nie patrząc na tytuł.
A teraz właśnie skończyłam czytać pierwszą powieść Picoult i wyznaję, że zrobiła na mnie spore wrażenie.
Autorka porusza szereg ciekawych problemów. Jest więc mowa o skrzętnie ukrywanej tajemnicy, o kłamstwie w imię miłości, o poszukiwaniu własnej tożsamości, o walce z nałogami, o wykorzystywaniu nieletnich, o..... można by było podać jeszcze kilka przykładów. A każda z tych spraw skłania nas do refleksji nad życiem, nad wyborami, których musimy dokonywać, nad poszukiwaniem prawdy, nad światem wartości ważnych dla każdego z nas, nad tym, co jest dobrem, a co jest złem, a czasem nad relatywizmem naszych życiowych wyborów.
Picoult umiejętnie wprowadza nas w świat swoich bohaterów, świat pełen subiektywnych odczuć, pełen emocji. Subiektywizm relacji osiąga poprzez oddanie głosu swoim bohaterom. Oto oni: Delia, Eric, Fitz, Andrew, Elise. To właśnie im pozwala Jodi Picoult przemawiać we własnym imieniu. Każdy z nich ma możliwość opowiedzenia swojej wersji historii, a opowieści te wzajemnie się przeplatają. Dzięki tej pierwszoosobowej narracji jesteśmy w stanie lepiej poznać motywy kierujące bohaterami, ich emocje, wątpliwości, zmaganie się z prawdą o sobie. Oni odkrywają przed nami nie tylko zewnętrzny świat następujących po sobie faktów, ale pozwalają zajrzeć w głąb swojej duszy i odkryć w niej to, o czym nie wiedzą nawet o sobie nawzajem.
Sami bohaterowie nie są papierowymi postaciami. Są ludźmi z krwi i kości, nietuzinkowymi postaciami, których nie możemy jednoznacznie ocenić. Jest w nich wiele dobra, ale i czasem zła, a niektórych ich decyzji nie jesteśmy w stanie do końca pojąć. Oprócz bohaterów, którzy są narratorami tej opowieści, pojawiają się inne ciekawe i barwne postaci. Dla mnie taką jest niewątpliwie Ruthann, Indianka spotkana przez Delię w Phoenix, kobieta, która potrafiła zajrzeć w głąb duszy drugiego człowieka. Picoult stworzyła także intrygującą kreację Emmy Wasserstein, pani prokurator oskarżającej jednego z głównych bohaterów powieści.
Książkę czyta się dobrze, napisana jest bardzo przystępnym językiem. Dlatego mimo, iż porusza trudne tematy, mówi o nich w sposób zrozumiały dla szerokiego grona odbiorców.
Nie żałuję czasu spędzonego nad tą powieścią. Zamierzam przeczytać także inne książki tej autorki, a być może także skusić się na ich kupno.
Moja ocena 5/6
Właśnie zamówiłam w Selkarze "Karuzelę uczuć". Wcześniej czytałam "Bez mojej zgody" i "Czarownice z Salem Falls" i bardzo mi się podobały :)
OdpowiedzUsuńZaraz zajrzę do Twoich recenzji. Też mam w planach "Bez mojej zgody".
OdpowiedzUsuńTego nie recenzowałam na blogu niestety - ale mogę powiedzieć, że "Bez mojej zgody" jest naprawdę świetne. Choć podobno nie powinno się czytać jednej książki Picoult zaraz po drugiej, bo wydaje się wtedy schematyczna - nie wiem, nie sprawdzałam ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za informację. A "Bez mojej zgody" jeszcze nie mam. Zastanawiam się, czy nie kupić jej sobie w czerwcu.
OdpowiedzUsuńWszyscy chwalą Picoult, muszę ii ja wreszcie poznać tę pisarkę.
OdpowiedzUsuń