poniedziałek, 13 czerwca 2011

Joanne Harris, Czekolada

Zacznę nietypowo, bo od filmu, a nie od książki. Na podstawie powieści Joanne Harris powstał bowiem film w reżyserii Lasse Hallstroma. Oglądałam go już wiele razy i dopiero niedawno dowiedziałam się o literackim pierwowzorze Vianne i Rouxa.
Film mnie po prostu zauroczył. Niesamowita, baśniowa prawie atmosfera, sennego małego miasteczka wyłaniającego się z okrywającej go mgły, od pierwszych scen porywa i wciąga widza. Nieokreśloność czasu i miejsca (historia mogła się wydarzyć kiedykolwiek i gdziekolwiek) jeszcze bardziej uwydatnia uniwersalność opowiedzianej historii. Historii kobiety i jej córki, które przyprowadził wiatr. Kolejnym elementem tworzącym niepowtarzalny klimat jest wszechobecna czekolada. W różnych postaciach i formach przewija się cały czas przed naszymi oczami. Kusi i czaruje, tak jak kusi i czaruje główna bohaterka Vianne Rocher. Zagrana przez Juliette Binoche jest dopełnieniem pełnej magii atmosfery filmu. Piękna, czarująca, mądra, dobra, tajemnicza - zmienia samą swoją obecnością i swoim zachowaniem mieszkańców miasteczka począwszy od tych, którzy szybko akceptują jej obecność, a skończywszy na najbardziej opornych. Jej słowa "Twoje ulubione" towarzyszą każdej osobie odwiedzającej jej chocolaterię.
Ale nie tylko Vianne jest ozdobą filmu. Towarzyszą jej inni barwni i niepospolici bohaterowie grani przez doborowa kadrę aktorską: Judi Dench, Lenę Olin, Alfreda Molinę i oczywiście cudownego, niesamowitego i  czarującego  Jhonnego Deppa.
A całości dopełnia cudowna, klimatyczna muzyka Rachel Portman.


I wreszcie przyszedł czas na powieść Joanne Harris. Wiem, że to co teraz napiszę będzie odwróceniem kolejności, ale muszę to napisać. Na książce się nie zawiodłam. Odnalazłam w niej ten sam klimat, tę sama magiczną i baśniową atmosferę co w filmie. Wypisuję herezje, ale to prawda. Gdybym najpierw przeczytała książkę napisałabym to samo. 


Początkowo czytałam książkę z pewnymi oporami. Porównywałam wszystko z filmem i od samego początku wiele rzeczy mi nie pasowało. Comte de Reynaud zamienił się w księdza Francisa Reynaud, tajemniczy Pantoufle z kangura stał się królikiem ..... Stop! Przecież to wszystko na odwrót. Przecież to powieść była pierwsza. Od kiedy uświadomiłam sobie tę prawdę zaczęłam zupełnie inaczej odbierać czytaną opowieść. Starałam się nie myśleć o filmie, nie porównywać. I udało się . Powieść Joanne Harris całkowicie mną zawładnęła. 
Losy Vianne Rocher  i jej córki Anouk. Dwóch kobiet, które przywiał do małego miasteczka wiatr zapustów. Vianne od zawsze podróżowała. Najpierw z matką, potem z córką. Teraz wydawało się im, że wreszcie znalazły swoje miejsce. Sześcioletnia Anouk, która by nie być samotną, wymyśliła sobie króliczka - przyjaciela o wdzięcznym imieniu Pantoufle, teraz szybko znalazła prawdziwych przyjaciół. A jej matka oczarowała, a może zaczarowała, znaczną część miasteczka. Wiele osób dzięki Vianne zmieniło swoje życie, odnalazło właściwą drogę. Tylko niektórzy pozostali nieczuli na jej czary, a wśród nich cure Reynaud.
Delektowałam się tą książką, jak lubię delektować się filiżanką gęstej, gorącej, gorzkiej czekolady . Poznawałam bohaterów i ich problemy. Zżyłam się z mieszkańcami miasteczka. Nieraz nieświadomie zestawiałam ich historie z tymi opowiedzianymi w filmie, ale wcale mi to nie przeszkadzało. W kilku wypadkach film stanowił według mnie dopowiedzenie bądź wyjaśnienie epizodów zamieszczonych w powieści. W jednym wypadku byłam nawet wdzięczna twórcom filmu za wprowadzone zmiany. Myślę tu o postaci Roux. W filmie jest on bardziej wyrazisty i odgrywa większą rolę w życiu Vianne. (Wszystko to zapewne za przyczyną niepowtarzalnego Jhonnego Deppa).
Ogromnie rozrósł się ten mój post. Więc będę zbliżać się do podsumowania. Zanim to jednak nastąpi muszę poruszyć jeszcze jedną kwestię. Myślę tu o zderzeniu dwóch postaw: katolickiej reprezentowanej przez cure Reynouda oraz ..... i tu brak mi określenia: magicznej, ateistycznej, agnostycznej, a może po prostu otwartej na drugiego człowieka.... reprezentowanej przez Vianne. Mimo, że jestem osobą wierzącą nie odebrałam tego jako czegoś negatywnego. Raczej jako wystąpienie przeciwko każdej obłudzie, także tej reprezentowanej przez tzw. katolików (którzy z wiarą i tak ważnym dla niej miłosierdziem mają nieraz niewiele wspólnego). W filmie problem ten został niewątpliwie złagodzony dzięki zastąpieniu postaci księdza merem miasteczka, osobą religijną (a może "religijną") ale niewątpliwie świecką. Muszę tylko wspomnieć o jednej kwestii, na którą patrzę trochę krytycznie, a mianowicie na umieszczenie akcji urodzin Armande Voizin w Wielki Piątek. Trochę mnie to zabolało i zniesmaczyło. 
A teraz podsumowanie: zarówno powieść jak i film całkowicie mnie zauroczyły. Do tego stopnia, że nie potrafię wypatrzeć w nich wielu wad, które zapewne gdzieś istnieją. Ale nie dla mnie. 
Polecam tym, którzy jeszcze nie czytali i nie oglądali. Warto. Tylko łasuchy muszą uważać, szczególnie na filmie, i mocno trzymać się w ryzach.

Moja ocena:  książki 5/6, filmu 6/6 (jednak, chyba oczywiście za wzbogacenie roli Rouxa granego przez Jhonnego)

A na koniec jeszcze jeden filmik z muzyką z filmu i oczywiście z cudownym Jhonnym.

13 komentarzy:

  1. Film oglądałam, ale mnie nie zachwycił, choć oceniam go na 5/6:). Książkę natomiast zdecydowanie muszę przeczytać i jak tylko będę miała okazję, z pewnością z niej skorzystam:))
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że książka Ci się spodoba. Życzę miłej lektury!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Smakowite połączenie - Johnny Depp, czekolada, dobry film, ciekawa książka. Mam ją w najbliższych planach :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam zarówno książkę jak i film :) Mają w sobie pewną dozę magii, świetne "odstresowywacze" ;) Jedyne zastrzeżenie- nie czytać/oglądać bez zapasów czekolady w pobliżu ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Połączenie rzeczywiście bardzo smakowite. Życzę miłej lektury przy filiżance gorącej czekolady.

    OdpowiedzUsuń
  6. UpiornyGroszek:)
    Twój komentarz wyskoczył mi dopiero po odpisaniu Futbolowej. Dziękuję za odwiedziny.
    Właśnie ta magia mnie oczarowała. I masz całkowitą rację, szczególnie przy oglądaniu filmu mam zaraz ochotę na choćby malutki kawałeczek czekolady.

    OdpowiedzUsuń
  7. Guciamal- udało się (z komentarzem)- hurra- mogę wtrącić swoje trzy grosze. Film mi się podobał, a zatem kolej na książkę, jedyną obawę budzi we mnie, ta mała kostka czekolady, a zwłaszcza to, że może ona okazać się całkiej sporą tabliczką czekolady :(
    Pozdrawiam guciamal

    OdpowiedzUsuń
  8. Guciamal:)
    Bardzo się cieszę, że udało się to, co niemożliwe.
    Przeczytaj książkę. Warto. Właściwie nie umiem powiedzieć, co jest lepsze: książka czy film. Są jednocześnie podobne i różne. Paradoks?!

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wiedziałam, że istnieje książka, na podstawie, której powstał ten film :)
    Nie wiesz nawet jaką przyjemność mi zrobiłaś tą informacją, tym bardziej, że książka również jest godna polecenia :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Biedronka:)
    Bardzo się cieszę Twoją radością. Muszę przyznać, ze ja także dość późno dowiedziałam się o książce. Zdążyłam już chyba z pięć razy obejrzeć film. A książkę naprawdę warto przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  11. Film mnie zachwycił , ma cudowny klimat. Do książki się przymierzam od jakiegoś czasu , lecz przyznaję że boję się rozczarowania...hmm lecz może niepotrzebnie ?

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...