piątek, 24 czerwca 2011

Stefanie Zweig, Księżniczka Sissi

Kim jest tytułowa Księżniczka Sissi? Czy to Elżbieta Bawarska, cesarzowa Sissi, żona Franciszka Józefa I? Ależ nie! To przesympatyczna kotka syjamka o cudownie przejrzystych niebieskich oczach i dość trudnym charakterze - jak to z kotkami bywa.
Po powieść Stefanie Zweig sięgnęłam właśnie z powodu kotki. Wszem i wobec wiadomo, że kocham zwierzaki, a szczególnie psy i koty (bo można poprzytulać, popieścić, pogłaskać). Czego się spodziewałam? Dobrej i mądrej  książki do poczytania. I nie zawiodłam się.

Sissi, która początkowo ma na imię Cleo, ucieka od swoich właścicieli: Grubasa i Myszki. Nie może pogodzić się z faktem, że chcą ją wywieźć na działkę, by tam łowiła myszy. Nie! Tego ambitna syjamka znieść nie mogła. Po ucieczce na szczęście nie tuła się długo. Dość szybko znajduje sobie drugi dom. Należy on do Julii, miłej pani psycholog, którą kotka postanawia "zaadoptować". Właśnie tak! To nie Julia adoptuje Sissi, lecz właśnie Sissi adoptuje Julię. Od tego momentu zaczyna się ich wspólne życie, a łączy je miłość, odwzajemniona miłość. Sissi szybko zadamawia się u Julii i równie szybko postanawia wziąć wszystkie sprawy w swoje sprytne kocie łapki. Wszystkie - to znaczy także sprawy zawodowe Julii. Od tej pory to nie tylko Julia leczy swoich pacjentów, ale czyni to także mądra i wrażliwa syjamka. Przybycie Sissi przewraca do góry nogami ustabilizowane życie pani psycholog, ale ona wydaje się być z takiego obrotu sprawy zadowolona. I choć kotka narzeka, że jej ukochana wielu rzeczy nie rozumie i na życiu kotów, a w szczególności kotek, się nie zna, to mimo to, darzy swoją Julię wielkim uczuciem.

Narratorem jest Sissi i świat ludzi oglądamy z kociej perspektywy. Początkowo wydawało mi się, że sposób prowadzenia narracji będzie uproszczony i infantylny. Ale szybko rozwiały się moje obawy. Powieść napisana jest pięknym, poetyckim i plastycznym  językiem. Co prawda Sissi patrzy na świat i ocenia zdarzenia i zachowania ludzi ze swojego punktu widzenia, to mimo to jej spostrzeżenia są bardzo trafne i prawdziwe. To co wydaje się nam oczywiste dla kotki jest czymś niepojętym: to, co dla Sissi jest oczywistością Julia przyjmuje jak dziwactwo. To zderzenie dwóch różnych punktów widzenia powoduje  nieporozumienia,  często bardzo zabawne. Otrzymaliśmy wiec dowcipną, lekką, łatwą w odbiorze powieść. 
Mimo, że możemy zaliczyć ją do bardzo dobrych czytadeł, książka ta nie jest pozbawiona głębszych wartości. Skłania nas do refleksji dotyczących relacji pomiędzy ludźmi, a zwierzętami. Stefanie Zweig czyniąc z kotki narratora opowieści chce nam zwrócić uwagę, na fakt, że zwierzęta nie są od nas ani gorsze, ani głupsze. Są inne. A posiadają takie cechy, których człowiek może im tylko pozazdrościć: mądrość, wierność, otwartość, wrażliwość, chęć niesienia pomocy, uczciwość, prostolinijność... i wiele innych, o których mogą przekonać się ci z nas, którzy mają w domu zwierzaki. 

Czytając powieść cały czas odnosi się wrażenie, że Stefanie Zweig doskonale zna psychikę, mentalność i zwyczaje kotów. W udzielonym przez nią wywiadzie, zamieszczonym na końcu książki, sama mówi, że to jej Sissi "wklepała jej do głowy  wszystkimi czterema łapami i wielkim pomiaukiwaniem" pomysł napisania tej powieści. Podczas tworzenia książki kotka siedziała na komputerze swej pani, "informując, co sądzi o świecie" i o swojej właścicielce. Dzięki temu powstała powieść ukazująca prawdziwe oblicze naszych kocich pupili. Ja sama odnajdywałam w Sissi cechy i zachowania swoich kotów, a szczególnie małej nieznośnej Mony (zwanej przez nas Cruellą De Mon, w skrócie Demonką) i filozoficznie nastawionej do świata, statecznej (bo już dziesięcioletniej) Dżety. 

To są właśnie moje kotki. Ta na pierwszym planie to Mona, a z białymi skarpetkami - Dżeta.

Polecam tę książkę wszystkim miłośnikom kotów (i nie tylko), ale także tym, którzy na zwierzęta patrzą trochę nieufnie. Może po tej dowcipnej i ciepłej powieści, trochę lepiej zrozumieją koty i się do nich przekonają. Na pewno książka ta obala  mit, że koty są fałszywe i nie potrafią pokochać swojego właściciela. Oczywiście, że są nieobliczalne i chodzą własnymi drogami (co stanowi o ich oryginalności i uroku), ale potrafią być tak samo wierne jak psy.

Moja ocena: 5/6 (gdybym stawiała plusy byłoby 5+) (Może warto się nad plusami zastanowić?!)

14 komentarzy:

  1. Tytuł zaskakujący i intrygujący ;) W pierwszej chwili myślałam, że chodzi właśnie o cesarzową, a tu proszę - kotka :) Nie jestem za bardzo miłośniczką kotów, ale może kiedyś po nią sięgnę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Z chęcią zajrzę do tej książki:)). A kotki - cudne!!
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Koty - trochę yin/yang

    urocze!

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej a już myślałam, że to o jednej z moich ulubionych bajek z dzieciństwa, a jednak nie :P
    O cesarzowej chętnie bym przeczytała, ale ta książka jednak nie dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Guciamal: Takiej miłośniczce kotów i musicali wypada mi polecić musical Koty. Co prawda nie grają już w Warszawie, ale może będą grać jeszcze gdzieś blisko ciebie, a poza tym można kupić płytkę (lub zamówić przez internet) z tego właśnie musicalu. Piszę o nim u siebie w zakładce musicale. Niemal każda piosenka jest hołdem złożonym różnym charakterom i charakterkom tych sympatycznych zwierzątek.

    OdpowiedzUsuń
  6. W imieniu moich kotek wszystkim Wam dziękuję za miłe słowa pod ich adresem.

    Bibliofilka:)
    Nie namawiam specjalnie, ale jeśli kiedyś będziesz miała okazję, to przeczytaj. Ja z początku też myślałam, że to o cesarzowej.

    Kasandra_85:)
    Zajrzyj, a może uśmiejesz się tak jak ja chwilami się śmiałam.

    Bosy Antek:)
    Coś w tym jest. Chociaż cudowne to one są na zdjęciu, jak rozrabiają, to coś ta cudowność bokiem wychodzi.

    Zaczytana-w-chmurach:)
    Nie namawiam. A o cesarzowej też bym chętnie poczytała. Nie znasz może jakieś książki na ten temat? W latach pięćdziesiątych nakręcili film o niej. Nawet chyba kilka części.

    Guciamal:)
    Musicalu nie widziałam, ale znam kilka utworów. Oczywiście szczególnie te w wykonaniu Sarah Brightman. Tak w ogóle lubię zarówno Sarę jak i muzykę Andrew Lloyda Webbera (czy jak go się tam pisze).

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, na Księzniczę Sissi to mam już ochotę od lat;) Musze w koncu ją zdobyć!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja lubię koty, choć nigdy żadnego nie miałam. I jeśli trafię na tę książkę w bibliotece, to chętnie przeczytam.
    A Twoje kotki są świetne, i jak ładnie razem leżakują! :)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Scathach:)
    Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz na tej powieści. Mnie się spodobała.

    Liliowa:)
    Czasem potrafią leżeć w koszu w trójkę (mam jeszcze jednego kota - Tobisia). Sama nie wiem jak im tak wygodnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak się cieszę, że wróciłam, po pewnej nieobecności ;) A książka zapowiada się interesująco, Przeczytam, jak nadarzy się okazja.

    OdpowiedzUsuń
  11. M.:)
    Również cieszę się, że powróciłaś.
    Jeśli będziesz miała możliwość to przeczytaj.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jest to książka dla mnie, chętnie się za nią rozejrzę, a i autora znam i lubię. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Autorki nie znam :-)) Znam Stefana Zweiga :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Monotema:)
    To ciekawy zbieg okoliczności. Sprawdziłam w ich bibliografiach czy może są spokrewnieni, ale nic nie znalazłam. On jest pisarzem austriackim, ona pisarką niemiecką. Oboje są pochodzenia żydowskiego.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...