Piękny czas wakacyjnych wyjazdów dobiegł końca, przynajmniej w moim przypadku. Teraz pozostaje jedynie powspominać przy filiżance dobrej kawy oraz oglądając zrobione podczas wyprawy zdjęcia.
Postanowiłam trochę tych wspomnień i zdjęć zamieścić w swoim Zakątku wyobraźni.
Zacznę od wyjazdu w Karkonosze. To najwyższe pasmo górskie Sudetów. Rozciąga się ono na przestrzeni 70 km, a jego szerokość waha się pomiędzy 8 a 20 km. W 1/3 należą one do Polski, 2/3 znajduje się w Czechach. Granica przebiega głównym grzbietem górskim.
W Karkonoszach byłam po raz pierwszy. Do tej pory polskie góry kojarzyły mi się z Tatrami. Wysokie, nagie szczyty pnące się w stronę nieba. Takich zapierających dech w piersiach widoków w Karkonoszach nie ma. Nie oznacza to jednak, ze góry te nie spodobały mi się. Polubiłam je na tyle, że chętnie do nich kiedyś powrócę. Obecny pobyt nie był długi, więc nie odkryłam wszystkich pięknych zakątków. Parę jednak zobaczyłam. I o nich chcę opowiedzieć.
Palmę pierwszeństwa oddaję Śnieżce, jako najwyższemu szczytowi karkonoskiego pasma. Liczy ona sobie 1602 m n.p.m. Nie jest to może imponująca wysokość, bywało się na większych. Ale dla moich dzieciaków w sam raz. Szczyt postanowiliśmy zdobyć, a nie pokonywać większość trasy wyciągiem na Kopę. Przyznam się, że właściwie to ja postanowiłam, bo po pierwsze panicznie boję się wyciągów krzesełkowych, po drugie po górach się chodzi - nie jeździ. Malownicza droga prowadząca najpierw lasem, a potem pomiędzy przytuloną do stoków kosodrzewiną zajęła nam ponad dwie godziny. I wreszcie mogliśmy stanąć na szczycie. Niestety widok nowego, wybudowanego w początkach lat 70-ych obserwatorium w kształcie trzech połączonych ze sobą talerz, znacznie osłabił mój zachwyt. Na zdjęciach budowla ta prezentowała się troszkę lepiej. Za to nie zawiodłam się panoramą widoczną ze Śnieżki, ani skromnie wyglądającą kapliczką św. Wawrzyńca. Jest to najstarsza budowla na Śnieżce. Powstała ona w XVII wieku, poświęcono ją 10 sierpnia 1681 roku. 300 lat później zaakceptowano, że dzień 10 sierpnia będzie świętem przewodników sudeckich. Od 1981 roku w tym dniu o godzinie 12.00 odprawiana jest w kapliczce msza św. z udziałem przewodników i pozostałych wiernych z Polski i Czech.
Jak już pisałam widok ze szczytu może nie powala na kolana, ale za to uświadamia piękno otaczających nas Karkonoszy. Wejście na szczyt nasze dzieci uczciły solidną porcją lodów, a my całkiem niezłą kawą mrożoną. Jedynym minusem tego obżarstwa było znaczne uszczuplenie naszych zasobów finansowych.
Ponieważ wejście i pobyt na szczycie zajął nam znacznie więcej czasu niż przewidywaliśmy mój mąż zarządził w drodze powrotnej zjazd wyciągiem krzesełkowym z Kopy. O swoich wrażeniach powiem tylko tyle, że chciałabym jak najszybciej o tym koszmarze zapomnieć. Jak napisałam wcześniej panicznie boję się takich wyciągów, a ten okazał się mieć pojedyncze krzesełka. Jakby tego było mało musiałam zjeżdżać z córką na kolanach. Nie potrzeba zbyt bogatej wyobraźni by zrozumieć co wtedy czułam. Po zjeździe jeszcze przez kolejne 20 minut drżały mi ręce i nogi (oczywiście przede wszystkim z emocji).
Mimo to pobyt na Śnieżce wspominam bardzo dobrze.
A co na zdjęciach?
1. Wspinamy się na szczyt. Jeszcze została nam połowa drogi. W oddali widać obserwatorium - nasz cel wędrówki.
2. Dalej się wspinamy. Po drodze specyficzne miejsce pamięci - symboliczny cmentarz poświęcony ofiarom gór. Widoczny krzyż.
3. Kapliczka św. Wawrzyńca - najstarsza budowla na Śnieżce.
4. Moi zdobywcy Śnieżki. Widać zmęczenie, ale i radość. W tle obserwatorium.
5. Widok prawie ze szczytu na drogę, którą przebyliśmy.
Wspaniałe zdjęcia!! I się rozmarzyłam... Koniecznie muszę wybrać się w góry, bo aż wstyd się przyznać, nigdy tam nie byłam:(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Ja 100 razy bardziej wolę jechać w góry niż nad morze. Tak już mam:) Piękne zdjęcia. Szkoda, że to już końcówka wakacji:/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie przepadam za górami. Tzn. bywałam albo zimą, gdzie kontuzja nogi odcinała mnie od nart, albo raz na wiosnę przy okazji Zielonej Szkoły. Też nie wspominam tego najlepiej, bo zmuszali nas do morderczych wspinaczek, a my woleliśmy się bawić na ośrodku ;) Nie lubię i nie mogę zbyt dużo chodzić, więc nie do końca jest to miejsce dla mnie, ale za to zdjęcia wzbudzają mój zachwyt :)
OdpowiedzUsuńA ja chociaż w przeciwieństwie do Marudy007 przedkładam morze nad góry, potrafię docenić ich piękno. Nieodmiennie mnie zachwycają i zazdroszczę wszystkich piechurom, którzy po górach chodzą. Mnie męczy wspinaczka na tyle, że nie jestem w stanie zdobyć nawet małej górki i w przeciwieństwie do ciebie jeśli je zdobywałam to poprzez wyciągi krzesełkowe (Alpy- narty). Widok z każdej nawet najmniejszej górki jest niezapomniany i wynagradza trudy wspinaczki. Nie wiem sama, czy to dla pięknych widoków lubimy się wspinać i pokonywać przeszkody, dla walki z samym sobą, czy też dla pragnienia oderwania się od ziemi i poczucia jak ptak, który może oglądać ziemię z ... wysoka. Nie zdobywając gór zdobywam dzwonnice, latarnie kopuł, punkty widokowe miast, aby z góry nabrać innej perspektywy. Może dlatego też lubię latać i patrzeć na ziemię z okna samolotu. Piękne zdjęcia i na pewno niezapomniane przeżycia.
OdpowiedzUsuńTeż byłam w tym roku w Karkonoszach, też pierwszy raz i też wspięłam się na Śnieżkę :) Co prawda wyciągów się nie boję, ani specjalnie ambitna, jeśli chodzi o wspinaczkę, nie jestem, ale tego dnia mocno wiało i wyciąg był nieczynny. Prawie wyzionęłam ducha, zwłaszcza na ostatnim odcinku, tym stromym z łańcuchami zamiast barierki, gdzie dopiero odkryłam, co to znaczy, że "mocno wieje" - ale teraz jestem z siebie bardzo dumna. Widoki przepiękne, chociaż mnie bardziej urzekł widok ze Szrenicy - ale ja nie jestem jakąś zdecydowaną fanką wysokich gór, bardziej odpowiadają mi wzgórza.
OdpowiedzUsuńBalbino, jestem pełna podziwu dla dzieciaków - dzielne są! Ja w ich wieku też chodziłam na takie trasy, ale pamiętam, jakim wyzwaniem były dla krótkich nóżek :) Na Śnieżce ceny makabryczne, więc nie ma się co dziwić, że zasoby się uszczupliły - ale ja do dziś pamiętam bułkę z serem kupioną tam przez rodziców - po takim wysiłku była najpyszniejsza na świecie :) Co do wyciągów krzesełkowych - też się panicznie boję, więc zupełnie Cię rozumiem. Jadę, jak już muszę, ale boję się okropnie i nie mam z tego żadnej frajdy. Po górach - jak słusznie piszesz - chodzi się, a nie jeździ :)
OdpowiedzUsuńDroga Balbino !
OdpowiedzUsuńMam małe pytanko , czy możesz mi napisać gdzie na bloggerze są liczniki odwiedzin . Jestem nowa i niestety nie wiem . Za udzielaną odpowiedź z góry dziękuję . Pozdrawiam Monika . A tak przy okazji podaję adres , gdzie możesz jeśli chcesz przeczytać moje wpisy : katarzyna-monika.blogspot.com .
A ja byłam dziś w Karkonoszach ;)) Taka poranna wycieczka, bo pogoda sprzyjała, a że mam rzut beretem ;)) Tylko, że nie na Śnieżce, a na Szrenicy w Szklarskiej Porębie, ale też polecam ten szczy. Mnie bardziej zachwyca niż Śnieżka, a obserwatorium jest po ostatnich "przeżyciach", ponieważ niedawno trafił go piorun. I cały dach musiał być odbudowany (z czym bardzo szybko się uwinęli). Pozdrawiam :)))
OdpowiedzUsuńBalbinko, kocham Dolny Śląsk, Dolinę Kłodzką zwiedziłam dokładnie, ale Karkonosze - tylko z daleka.:)
OdpowiedzUsuńBibliofilko - urodziłam się w Świebodzicach. Teraz mieszkam na drugim końcu Polski. Czyżbyśmy miały tę samą małą ojczyznę?:)
Ksiązkowiec - ja jestem też z Dolnego Śląska, ale z drugiej części. Urodziłam się we Lwówku Śląskim, ale tam nie mieszkam, a do Szklarskiej mam 3o km, czyli sam raz na wycieczki :)
OdpowiedzUsuńKasandra_85:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zdjęcia Ci się podobały. Mam nadzieję, że kiedyś uda Ci się odwiedzić góry i się w nich zakochasz. Bo jest w czym.
Maruda007:)
Podobnie jak ja. Morze podoba mi się prze pierwsze dwa dni. Potem już się nudzę. No chyba żebym wybrała się np. do Chorwacji - tam są i góry i morze.
Co do końca wakacji to wszystko kiedyś skończyć się musi. Trzeba się pocieszać - za rok będą nowe.
Futbolowa:)
Nie każdy musi lubić góry. One rzeczywiście wymuszają znaczną aktywność. I właśnie dlatego je tak kocham. W przeciwieństwie do Ciebie ja lubię chodzić. Za to nie znoszę biegania. Teraz modny stał się Nordic walking. Coraz częściej myślimy z mężem czy nie kupić kijków i rozpocząć systematyczne spacery. Może plany kiedyś nabiorą realnych kształtów.
Guciamal:)
OdpowiedzUsuńWłaściwie to sama nie wiem dlaczego lubię się wspinać. Też bardzo się męczę. Wiek nie ten i kondycja podupada. Ale tak jak piszesz widok ze szczytu jest najlepszą nagrodą za trudy wspinaczki. Ta satysfakcja, ze się coś osiągnęło, choć było trudno. I jest taki fenomen - nawet największe zmęczenie wspinaczką szybko mija, o wiele szybciej niż np. zmęczenie wywołane "łażeniem po sklepach" - jak się to popularnie i kolokwialnie mówi.
Mam lęk wysokości i paradoksalnie mniej się boję wspinając po zboczu górskim na szczyt niż wchodząc po krętych i stromych schodach na dzwonnicę czy wieżę widokową. A już zupełnie nic mnie nie zmusi do tego aby wejść na drabinę wyżej niż na trzy stopnie.
Lilybeth:)
To rzeczywiście miałaś pecha z pogodą. Kiedy my wchodziliśmy było słońce i właściwie prawie wcale nie wiało.
Na Szrenicę nie weszliśmy ponieważ byliśmy w górach tylko cztery dni i nie chcieliśmy zbyt mocno forsować dzieci. Jeden szczyt wystarczy. I jeszcze mamy pretekst by kiedyś w Karkonosze powrócić.
Niedopisanie:)
OdpowiedzUsuńTo nie był ich pierwszy pobyt w górach. Zdobyły już Gubałówkę (1126 m n.p.m.) i Nosala (1206 m n.p.m.)a były o wiele młodsze. Chociaż przyznaję, że córcia wtedy szła bardzo wolno, a ja z nią. Mąż nie miał cierpliwości, bo co parę kroków trzeba się było zatrzymywać. Ale Śnieżka to ich najwyższy jak do tej pory szczyt.
Lody też im smakowały - jeszcze by nie po takim trudzie. A z przejazdu wyciągiem to rzeczywiście żadnej frajdy nie miałam.
Monika:)
Jeżeli chcesz dodać licznik zaloguj się na bloggerze, wejdź w projekt. W miejscu gdzie chcesz umieścić licznik wciśnij dodaj gadżet. Wyświetlą Ci się różne gadżety. Wejdź w ten pod nazwa Statystyki bloga, ustaw opcje licznika i wciśnij zapisz. Potem umieść w odpowiednim miejscu na blogu i powtórnie zapisz. Wyświetl bloga, powinno zadziałać. W razie problemów pisz śmiało.
Bibliofilka:)
OdpowiedzUsuńWiele lat temu byłam w Lwówku Śląskim. Mieszkała tam koleżanka mojej mamy. Wybrałyśmy się w odwiedziny. Pamiętam, że miasteczko wywarło na mnie bardzo korzystne wrażenie. I nigdy nie zapomnę też wizyty w szkole. Dziś nie pamiętam co to była za szkoła. Ta koleżanka tam pracowała, Zaprowadziła nas do szkolnej izby pamięci i pokazała kawałeczek mydła zrobionego z ludzkiego tłuszczu. Do dziś to pamiętam i chyba nigdy nie uda mi się o tym zapomnieć.
Co do obserwatorium to po prostu nie podoba mi się jego wygląd. Byliśmy w Parku Miniatur w Kowarach i tam jest makieta przedstawiająca Śnieżkę przed 1968 rokiem. Stare obserwatorium bardziej mi się podobało pod względem architektonicznym.
Książkowiec:)
Ja właściwie nie znam tamtych terenów, a chyba szkoda, bo na pewno są piękne i urokliwe. Zresztą jak większość naszej kochanej małej i dużej Ojczyzny.
Nie byłam w Karkonoszach, do tej pory zwiedzałam Bieszczady i Tatry, a przecież jeszcze tyle pieknych pasm górskich do zwiedzenia. Cóż jedzenie i picie na szczycie do tanich nie nalezy... Współczuję zjazdu na wyciągu krzeselkowym, przeżyłam to w Zakopanem, na wielkeij skoczni i malo zawału nie dostałam...
OdpowiedzUsuńAneta:)
OdpowiedzUsuńA ja nie była w Bieszczadach. Pewnie też tam pięknie. Dobrze że są jeszcze inne osoby, które nie przepadają za wyciągiem krzesełkowym. Bo już myślałam, że ze mnie jakoweś kuriozum jest.