Niestety z niezależnych od siebie powodów miałam w sierpniu pewien zastój w czytaniu, a ostatnio także w blogowaniu. Nieraz tak bywa, że są rzeczy ważniejsze. Chociaż z drugiej strony każdy mól książkowy mógłby zakrzyknąć: Jak to!!!! To jest coś ważniejszego od czytania???!!!!
Mam natomiast wielką nadzieję, że wrzesień okaże się pod tym względem dla mnie łaskawszym miesiącem. Tym bardziej, że rozpoczęłam go lekturą powieści, w której książki odgrywają zasadniczą rolę. Już sam jej tytuł sugeruje czytelnikowi, że sięgając po powieść Waltera Moersa znajdzie się on w świecie książek.
Walter Moers zabiera nas do wyimaginowanego świata Camonii, którego jest odkrywcą i równocześnie wielkim znawcą. Miasto Śniących Książek to trzecia, po 13 1/2 życia kapitana Niebieskiego Misia oraz Rumo i cuda w ciemnościach, powieść o Camonii. Bohaterem i narratorem jest sympatyczny smok Hildegunst Rzeźbiarz Mitów pochodzący z Twierdzy Smoków, krainy, której wszyscy bez reszty mieszkańcy poświęcili swoje życie literaturze. Hildegunst jest młodym, liczącym sobie zaledwie siedemdziesiąt siedem lat, początkującym poetą. A tak naprawdę to nie napisał jeszcze żadnego dzieła. Ale jego ojciec poetycki Dancelot Tokarz Sylab widział w nim wielki potencjał i nie miał wątpliwości, że kiedyś jego uczeń stanie się największym poetą w historii camońskiej literatury.
Akcja powieści rozpoczyna się w momencie śmierci Dancelota. Wyjawia on wtedy swojemu uczniowi długo skrywaną tajemnicę i przekazuje mu w spadku list, który całkowicie odmieni dotychczas beztroskie życie sympatycznego smoka.
Po przeczytaniu listu otrzymanego od swojego ojca poetyckiego Hildegunst wyrusza w podróż do Księgogrodu, czyli tytułowego Miasta Śniących Książek, z zamiarem odszukania jego autora. Podróż ta stanie się wielką i niezapomnianą a zarazem ogromnie niebezpieczną przygodą. Na swojej drodze napotka on wiele przeszkód i pułapek, które będzie musiał ominąć by ujść z życiem i iść dalej dążąc wytrwale do celu swej podróży. Napotka też wiele mniej lub bardziej dziwnych stworów. Większość z nich będzie bardzo niebezpiecznych i groźnych; tylko niektóre będą do niego przyjaźnie nastawione. Jednak Hildegunst nigdy na początku nie będzie wiedział z kim ma do czynienia. Będzie więc musiał polegać na swoim sprycie i intuicji. A nie zawsze dokona właściwego wyboru i oceny sytuacji.
Z krótkiego zarysu fabuły wyłania się obraz powieści przygodowej, rzec by można awanturniczej. I tak w istocie można zaklasyfikować książkę Waltera Moersa. Mieści się ona także w nurcie literatury fantasy, bo przecież wykreowany przez autora świat Camonii nie istnieje. Tak jak nie istnieją zamieszkujące ten świat stwory. A jednak jest w tej książce jeszcze coś, jakieś drugie dno.
W informacjach o niemieckim pisarzu można znaleźć wzmiankę o tym, że jest on autorem popularnych w Niemczech komiksów, słynnym ze swojej ironii i niepoprawności politycznej. I wydaje mi się, że odrobinę tej ironii można odnaleźć w Mieście Śniących Książek. Dotyczy ona zarówno oceny twórczości znanych pisarzy (nazwiska pewnych pisarzy ukrył autor w postaci stworzonych przez siebie anagramów), jak i całej otoczki związanej z pojawieniem się i zaistnieniem książki na rynku czytelniczym. Pojawia się ona czasem wtedy, gdy mowa jest to losach pisarzy i ich dzieł, gdy Moers ukazuje mechanizm tworzenia ze zwykłej przeciętnej książki popularnego dzieła. Nie omija także postaw czytelników ukazując w krzywym zwierciadle nasze mniejsze lub większe czytelnicze grzeszki.
Powieść Waltera Moersa to kolejna przeczytana ostatnio przeze mnie książka, która wywołuje u mnie mieszane uczucia.
Lubię lekkie i przyjemne w czytaniu książki przygodowe, gdzie akcja goni akcję nie pozwalając czytelnikowi na chwilę oddechu. W pewnym sensie Moers zapewnia właśnie takie atrakcje, ale... Jak dla mnie jest ich czasem zbyt wiele, a szczególnie denerwująca była dla mnie liczba pojawiających się wciąż nowych stworów, w których pomału zaczynałam się gubić. Miejscami powieść przypominała mi niezapomniane dla mnie książki Alistaira MacLeana, w których bohater mimo sytuacji wyraźnie bez wyjścia uchodził cudem z życiem i jeszcze przy tym czuł się jak nowo narodzony.
Jednakże z drugiej strony cenię sobie tę książkę za ukryte w niej odniesienia do literatury, jej twórców czyli autorów oraz jej odbiorców czyli czytelników. I właśnie tak odczytywana powieść Moersa jest książką o książkach.
Na zakończenie dodam, że opowieść o przygodach Hildegunsta urozmaicona jest ilustracjami autorstwa Waltera Moersa, które przybliżają napotykane w trakcie czytania nieznane nam stwory.
Mimo tego, że oczekiwałam od tej lektury więcej niż otrzymałam nie żałuję czasu poświęconego na spotkanie z sympatycznym Hildegunstem Rzeźbiarzem Mitów.
Mimo tego, że oczekiwałam od tej lektury więcej niż otrzymałam nie żałuję czasu poświęconego na spotkanie z sympatycznym Hildegunstem Rzeźbiarzem Mitów.
Książkę mam zamiar przeczytać, więc nie czytałam recenzji, bo już kilka razy widziałam ją w bibliotece- na 101% ją przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńA co do zastoju to ja nie dość, że mam takowy od czerwca to jeszcze nie zanosi się na rozruch... Dobrze, że z nauką wystartowałam nawet dobrze... Bo jakbym teraz mi nic nie wchodziło do głowy to by było marnie ;P
Także u mnie jak na razie tylko recenzenckie i biblioteczny stosik jeszcze z czerwca :P
Jakoś mnie do tej książki nie ciągnie, mam przeczucie, że nie będzie mi się podobać. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam "Miasto Śniących Książek" całym swoim sercem - za bezgraniczną wyobraźnię, za słowotwórstwo jak się patrzy, za jeden z najbardziej niesamowitych i fantastycznych światów, jakie miałam okazję przeczytać, za całokształt!
OdpowiedzUsuńWalter Moers, to jeden z moich ulubionych autorów. I te piękne wydania, które mamy w Polsce, mniam, mniam... ;)
Czy jest coś ważniejszego od książek? Życie, ono jest najważniejsze. A książki są jego umilaczami :) Ja nie przepadam za literaturą fantazy, ale natrafiłam w tej chwili na Haruki Murakami Koniec świata i... (fantazy, science fikction) i czyta się nieźle, więc dopiero jak skończę zobaczę, czy dam szansę tego typu powieściom. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZaczytana-w-chmurach:)
OdpowiedzUsuńTo proza życia nas przygniata i stąd ten zastój. Życzę sukcesów w nauce.
I z niecierpliwością będę czekała na twoją recenzję "Miasta..."
Dosiak:)
W takim razie rzeczywiście czytaj coś, co przyniesie Ci większą satysfakcję. Miłej lektury!
Książkowo:)
Już wypatrzyłam na Twoim profilu na LC, że kochasz Moersa.
Ja na pewno sięgnę po jego poprzednie powieści o Camonii.
Guciamal:)
Ja mam w planie Murakamiego i jakoś nie mogę się zmobilizować. Wciąż przynaglają mnie biblioteczne pozycje (a w naszej bibliotece właśnie Murakamiego brak.
Przygodę z fantasy też zaczęłam niedawno i nawet mnie to wciąga. Więc brnę dalej.
"Miasto książek" czeka już ponad rok na półce, ale co popatrzę na obszerne tomiszcze, to wpadam w panikę, że czasu brak, że może jeszcze chwilę... Nie wszystkie recenzje są entuzjastyczne i to też pewnie przekłada się na nieczytanie. Postaram się.:)
OdpowiedzUsuńKsiążkowiec:)
OdpowiedzUsuńPewnie gdybym nie wypożyczyła z biblioteki też tak szybko bym jej nie przeczytała. Ale czyta się dość szybko. To raczej łatwa lektura nie wymagająca wzmożonej uwagi, tak dla rozrywki, przerywnik.
Zapowiada się ciekawa książka ;)
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię gdy jest za dużo elementów wprowadzanych do powieści. Naprawdę można się pogubić.
Bujaczek:)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że natłok postaci bądź wydarzeń w dużym stopniu utrudnia czytanie. Łatwo się pogubić, zapamiętać kto kim jest. Ale mimo to książkę warto przeczytać.
Mam ją w planach, mam nadzieję, że już niedługo uda mi się ją przeczytać:)
OdpowiedzUsuńScathach:)
OdpowiedzUsuńWobec tego życzę miłej lektury. I oczywiście czekam na Toją recenzję.
Oczywiście powinno być Twoją nie Toją recenzję. Przepraszam.
OdpowiedzUsuń