Tak jak sobie obiecałam ponownie sięgnęłam po książkę Jodi Picoult. Tym razem jest to powieść Bez mojej zgody. Wiele o niej słyszałam, także to, że została zekranizowana. Poza tym miałam zamiar przeczytać ją w ramach wyzwania czytelniczego. I oczywiście była akurat dostępna w bibliotece.
I tak ponownie rozpoczęłam przygodę z panią Picoult. Trochę się obawiałam pewnego deja vu związanego ze sposobem narracji. Autorka oddaje głos swoim bohaterom dzięki czemu poznajemy tę samą historię z różnych punktów widzenia co wpływa na subiektywizm opowieści. Tak samo było w poprzedniej powieści Jodi Picoult. Ponieważ znam tylko te dwie książki nie wiem czy podobny zabieg stosuje autorka we wszystkich swoich powieściach. Jeżeli tak by było z mojego punktu widzenia byłby to pewien mankament. To co wydaje się być odkrywcze za pierwszym razem, za kolejnym traci swoją świeżość i oryginalność.
Przejdźmy jednak do samej powieści. Bez mojej zgody porusza bardzo ważki problem choroby w rodzinie i to choroby śmiertelnej. Spokojne życie Sary i Briana Fitzgeraldów, rodziców czteroletniego Jessego i dwuletniej Kate, burzy informacja o śmiertelnej chorobie córeczki. Zrozpaczeni rodzice za wszelką cenę pragną ratować małą Kate. Nie wahają się nawet przed podjęciem decyzji o urodzeniu kolejnego dziecka, które będzie genetycznie jak najbardziej zbliżone do chorej dziewczynki i będzie dla niej idealnym dawcą narządów i tkanek. I tak na świat przychodzi Andromeda nazywana w rodzinie po prostu Anną.
Historia rozpoczyna się z chwilą kiedy trzynastoletnia już Anna Fitzgerald postanawia wytoczyć swoim rodzicom proces o odzyskanie prawa do decydowania o własnym ciele czyli do samostanowienia o sobie w kwestiach medycznych.
Śledząc losy przygotowywanego procesu poznajemy bliżej rodzinę Anny, historię choroby Kate (o której opowiada jej matka - Sara), a także losy zatrudnionego przez Annę adwokata Campbella Alexandra i wyznaczonej przez sędziego do roli kuratora procesowego Julii Romano. Wszystkie te wątki splatają się w przejmującą opowieść o chorobie, cierpieniu, nadziei, miłości, determinacji. Widzimy jak choroba Kate odciska swoje piętno na życiu całej jej rodziny: rodziców, siostry i brata. Właściwie przez te wszystkie lata od momentu jej wykrycia wszystkie myśli, czynności i decyzje związane są z podejmowaną przez rodziców walką z przeznaczeniem. Życie całej rodziny zostaje podporządkowane rytmowi choroby, okresom jej remisji i nawrotów. Możemy zaobserwować jak bardzo mocno odbija się to na życiowych wyborach bohaterów.
Najtrudniejsze jest to, że jestem w stanie zrozumieć i usprawiedliwić każdą ze stron.
Początkowo wydawało mi się, że Anna ma całkowitą rację wytaczając proces swoim rodzicom. I choć właściwie zdania nie zmieniłam i nadal popierałam jej decyzję, to jednak także rozumiałam decyzje Sary, matki, która walczy o życie swojego dziecka. Im bliżej poznawałam Sarę i Briana tym lepiej ich rozumiałam i wyraźniej widziałam, jak trudno było im wybierać pomiędzy dobrem Kate i dobrem Anny. I choć może popełnili niejeden błąd, także w podejściu do najstarszego z dzieci czyli do Jessego (a być może to właśnie jego najbardziej zaniedbywali) to jednak w moim odczuciu byli dobrymi, kochającymi rodzicami.
Nie znam działania amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, więc nie mogę ocenić na ile zachowane są realia toczącej się w powieści sprawy sądowej. Mogę zaś stwierdzić, że całkowicie zgadzam się z decyzją sędziego. Nie mogę tego jednak powiedzieć o samym zakończeniu powieści. Trudno jest mi jednoznacznie je ocenić. Wydaje mi się z jednej strony bardzo przewrotne i mało realne. Z drugiej zaś uważam, że życie tworzy jeszcze bardziej nieprawdopodobne scenariusze.
Czy powieść mi się podobała? Zdecydowanie tak i to bardziej niż czytana wcześniej przeze mnie Zagubiona przeszłość. Nie powaliła mnie jednak na kolana. Czegoś mi w niej brakowało , czegoś w niej było za dużo. Jednak uważam, że śmiało mogę ją polecić. Mimo tak trudnego tematu czyta się ją łatwo i przyjemnie. Przyczynia się do tego niewątpliwie prosty i zrozumiały język i styl autorki.
Czy mam ochotę na kolejne spotkanie z Jodi Picoult? Na razie tak. Po przeczytaniu zaledwie dwóch powieści trudno jest wyrokować o schematyczności jej utworów, a ponieważ porusza ona ciekawe tematy sięgnę po inne jej książki. Może znów coś upoluję w bibliotece. I oczywiście postaram się w najbliższym czasie zobaczyć ekranizację opiniowanej przeze mnie powieści.
Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała na koniec o jeszcze jednym bohaterze. Mam tu na myśli Sędziego, który jest psem-przewodnikiem Campbella Alexandra. Dzięki Sędziemu w powieści pojawiają się także momenty humorystyczne, co czasami równoważy powagę przedstawianego w niej problemu. Dla mnie to duży plus tej książki.
Skorzystam jeszcze z okazji i umieszczę zapomniany czerwcowy stosik.
Od góry:
1. Zbigniew Nienacki, Księga strachów (to dla mojego syna, kolejny tom przygód Pana Samochodzika)
2. Maria Kruger, Witaj Karolciu! (tym razem dla mojej córki, kontynuacja Karolci)
3. Mario Puzo, Rodzina Borgiów (kupiłam zachęcona recenzją Guciamal)
4. Ken Follett, Filary ziemi (już od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem kupna tej powieści i wreszcie ją mam).
Świetna recenzja. Książkę mam na półeczce i jak tylko będę miała nieco więcej wolnego czasu, z pewnością się za nią wezmę:)
OdpowiedzUsuńPiękny stosik. Gratuluję i pozdrawiam!!
No cóż, autorka tak zgrabnie pisze, że ukrywa głęboko główną przyczynę nieszczęść, czyli zapłodnienie in vitro i selekcję genów. Dla mnie ważne, czy nie wykraczamy poza dany nam obszar i nie zastępujemy Boga. Gdyby to uznać jako prymarną sprawę, to czy potrzebny byłby proces sądowy córki i rodziców, czy nastąpiłby rozkład rodziny? Zło siane przynosi taki sam plon. Autorka nie miałby o czym pisać i zarabiać fortuny.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twórczość Picoult. Jej styl pisania mnie fascynuje i te trudne tematy, które porusza...
OdpowiedzUsuńMi nie odpowiada kontrowersyjna tematyka jej utworów. Naturalne jest, że ciężko oceniać czyjeś zachowanie czy decyzje, ale jednak moralności, etyki nie da się naginać i albo postępuje się zgodne z nimi albo nie. Nie mieści mi się w głowie jak można powołać do życia kolejne dziecko tylko do tego, by było dawcą narządów, ale przeciez to także dziecko. Szanuję Twoją opinię, ale po lekturze recenzji książek Picoult na innych blogów chyba jednak do kolejnej jej książki nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale jeszcze nie czytałam żadnej książki tej autorki, choć co jakiś czas natykałam się na pozytywne recenzje. Trzeba nadrobić zaległości
OdpowiedzUsuńCzytałam jedną pozycję tej autorki i jakoś nie mam zbytniej ochoty sięgnąć po kolejne:)
OdpowiedzUsuńKłamstwem, jednak byłoby stwierdzenie, że są to książki złe. Podoba mi się to, że autorka porusza ciężkie tematy,pozwala zrozumieć nam bohaterów, ich sposób myślenia:)
Oglądałam ekranizację tej powieści, więc po książkę raczej nie sięgnę :)
Ksiązka jak dla nmie siedzi okrakiem na barykadzie. Niby pokazuje jaki jest los "dziecka na zamówienie"- siłą rzeczy rodzina patrzy na nią jak na rezerwuar organów, a nie jak na osobę- nawet, jeśli im samym wydaje sie inaczej.
OdpowiedzUsuńNatomiast zabrakło potępienia rodziców za to, że zafundowali jej taki pasztet.
Kasandra_85:)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
Książkowiec:)
Długo zastanawiałam się co napisać, bo tak naprawdę masz zupełną rację w kwestii zapłodnienia in vitro i selekcji genów. Rzeczywiście autorka rozmywa ten wątek. Początkowo można było się spodziewać, że adwokat wykorzysta ten fakt w trakcie procesu, jednak faktycznie dalej o tym się nie mówi.
Wszystko to wiem, jestem przeciwna in vitro i myślę, że sama nigdy nie rozważałabym takiego rozwiązania, ale... To ale prawdopodobnie nie powinno się pojawić tylko, że ja rozumiem matkę, która za wszelką cenę chce ratować swoje dziecko i nie potrafię jej potępić. Człowiek postawiony w sytuacji ekstremalnej zachowuje się naprawdę różnie. Ideałem byłoby by nasz kościec moralny był na tyle silny by zawsze wiedzieć co jest słuszne i tego się trzymać.
Bujaczek:)
Ja nadal sonduję tę autorkę i tak do końca jeszcze nie wiem, co o niej sądzić.
Aneta:)
Rozumiem i szanuję twoje zdanie i zazdroszczę Ci tej stanowczości, bo ja naprawdę nie wiem jak bym postąpiła w takim przypadku. I właśnie dlatego nie potrafiłam potępić rodziców za tę decyzję. Jeżeli już to samą panią Picoult. Może po prostu taka ksiażka nie powinna w ogóle powstać.Zapewne lepiej by było gdyby napisała książkę o dylematach rodziców, którzy w ostateczności nie podjęliby decyzji o powołaniu do życia trzeciego dziecka, które byłoby dawcą narządów dla umierającej córki.
M.:)
OdpowiedzUsuńTo wcale nie wstyd, ale jak będziesz miała okazję to przeczytaj, by samej wyrobić sobie zdanie o jej książkach.
Biedronka:)
Ja jeszcze postanowiłam dać jej szansę i coś przeczytać, ale specjalnie nie szukam jej książek. Poczekam aż coś mi wpadnie w ręce.
Iza:)
Jak pisałam we wcześniejszych odpowiedziach nie potrafię tak do końca potępić rodziców za podjęcie takiej decyzji, chociaż bardziej wychowawczo byłoby to zrobić.
A teraz przyszło mi do głowy jeszcze jedno pytanie. A gdyby to Jesse był odpowiednim dawcą? Nie byłoby problemu zapłodnienia in vitro, ale kwestia czy i jego traktowano by wtedy jako osobę wyłącznie dostarczającą siostrze organy i tkanki czy widziano by w nim jego samego jak dla mnie pozostaje otwarta. (Oczywiście myślę tu o podejściu rodziców Kate.)
Balbinko, miło, że przyjmujesz poglądy wszelakie. Ja nie wyobrażam sobie nawet poczęcia dziecka w celu pobierania narządów. Moja uczennica ma nerkę od matki i to piękny, ludzki gest. Sytuacje opisywane przez Picoult są dla mnie nie do przyjęcia. A najbardziej niebezpieczne jest tu właśnie sprawne pióro, które tak rysuje sytuację, by współczuć winnym. Długo by pisać i pewnie jeszcze niejednokrotnie podane nam będą takie lektury, by przyzwyczaić nas do tego, co moralnym nie jest. Pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńJa też nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Chcę tylko powiedzieć, że mimo to nie jestem pewna jak sama bym postąpiła i tylko chciałabym mieć nadzieję, że stanęłabym po właściwej stronie i nie musiała potem wstydzić się przed samą sobą za niewłaściwe i egoistyczne decyzje.
OdpowiedzUsuńA to, co piszesz dalej na temat pisarstwa pani Picoult daje mi dużo do myślenia i muszę się nad tym poważnie zastanowić. Również cieplutko pozdrawiam i cieszę się, że spotkała taką osobę jak Ty (chociażby wirtualnie).
Czytałam "Bez mojej zgody" i w zasadzie mam bardzo podobne wrażenia jak Ty, chociaż ja nie potrafię wykrzesać z siebie nawet cienia zrozumienia dla matki, a chyba bardziej nie chcę (może jestem za młoda) :) Natomiast zakończenie bardzo mi się spodobało przez tą przewrotność. Jak na razie to jedyna książka Picoult, którą czytałam i mam ochotę przeczytać coś jeszcze.
OdpowiedzUsuńA filmu szczerze - nie polecam. Cameron Diaz świetnie zagrała matkę, ale całkowicie zmienili zakończenie i myślałam, że wyrzucę laptopa przez okno taka byłam zła :)
Mnie się ta książka bardzo podobała, zwłaszcza ze względu na przewrotne zakończenie. Właśnie od tej pozycji zaczęłam przygodę z twórczością Picoult i chociaż przeczytałam jeszcze 3 inne powieści to żadna nie dorównała poziomem do "Bez mojej zgody". Co do narracji to we wszystkich, które znam stosowany jest zabieg ukazywania wydarzeń z perspektywy wielu bohaterów, ale słyszałam, że wśród jej książek znajda się i te z klasyczną narracją.
OdpowiedzUsuńBez mojej zgody- czytałam, ale mam co do niej nieco mieszane odczucia.
OdpowiedzUsuńStosik boooski! Ahhh ja też chcę taką Rodzinę Borgiów!!! :D
Rajzarogiem:)
OdpowiedzUsuńSpecjalnie za filmem nie będę gonić, ale lubię porównywać książkę z jej ekranizacją. A zakończenie pewnie przesłodzili?
Dosiak:)
Taka narracja pierwszoosobowa jest świetnym pomysłem, tylko jak jest stosowana zbyt często przez tego samego autora to trochę nuży.
Zaczytana-w-chmurach:)
Ja też bardzo chciałam mieć "Rodzinę Borgiów" i już się nie mogę doczekać kiedy ją przeczytam, ale obowiązuje kolejka.
Balbino,
OdpowiedzUsuńjasne, że tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono. To po pierwsze.
Co do Jesse'a- trudno mi spekulować, czy jego matka wchodziłaby w emocjonalne szantaże w celu wymuszenia kolejnych procedur medycznych.
Pamiętam natomiast jak to wyglądało z Anną- nieinteresowały jej narodziny córki, a raczej jej krew pępowinowa. I dalej było dokładnie w ten deseń.
A tak ogólnie- takie ksiązki, czy tego chcemy , czy nie, pełnią trochę rolę wychowawczą. Można naświetlić jeden aspekt, można inny.
A tutaj, jak słusznie zauważyłaś, jest to wszystko rozmyte.
Pozdrawiam:).
Ja czytam teraz "Przemianę", ciekawe czy będę miała podobne wrażenia co do twórczości Picoult
OdpowiedzUsuńBibliofilka:)
OdpowiedzUsuńCzekam na Twoje wrażenia z lektury.
Rzeczywiście recenzja super . Na pewno sięgnę po książkę tej autorki . Przyznam szczerze nie znałam jej . Pozdrawiam Monika .
OdpowiedzUsuń